Poznaj etapy rozwoju dziecka.
Bunt dwulatka Rozwój dziecka Wychowanie
Bunt dwulatka to określenie, które zna chyba każdy rodzic. Najczęściej kojarzone jest ono z krzyczącym dzieckiem, które kładzie się na podłogę w supermarkecie i próbuje płaczem wymusić coś na rodzicach. Tymczasem wgłębiając się w temat okazuje się, że nazywanie tego okresu rozwoju buntem, jest dalece nietrafione.
Nasze dziecko jest już coraz starsze – jego mowa wciąż intensywnie się rozwija, ale nie przeszkadza to w swobodnej komunikacji, nawet z dorosłymi. Dziecko staje się już partnerem do praktycznie każdej rozmowy – można z nim porozmawiać o uczuciach, o tym, co myśli, lub czego pragnie. W jego słowniku pojawiają się coraz trudniejsze wyrazy lub całe frazy i powiedzenia, które nie raz wywołują uśmiech na twarzy jego najbliższych opiekunów.
Mowa dziecka trzyletniego ciągle się rozwija. Powinniśmy stale, z większą lub mniejszą intensywnością, obserwować przyrost nowych wyrazów, coraz dłuższych zdań, coraz dokładniejszego wymawiania.
Drugi rok życia dziecka to czas intensywnego rozwoju komunikacji werbalnej, coraz częściej opartej na słowie. Praktycznie nieustannie, ze zróżnicowaną intensywnością, powinniśmy obserwować u dziecka pojawianie się nowych wyrazów i dźwięków. Dziecko dzięki komunikacji coraz precyzyjniej wyraża swoje pragnienia, a gdy nie potrafi tego robić – denerwuje się i frustruje.
Pierwsze lata życia to czas bardzo intensywnego przygotowania do mówienia i intensywnego rozwoju mowy. Bazy pod tę umiejętność kształtowane są od najwcześniejszych chwil życia płodowego dziecka. Słuch, który pełni niesamowicie ważną funkcję przy rozwoju mowy, funkcjonuje bardzo dobrze jeszcze przed narodzinami. Dziecko gimnastykuje się połykając wody płodowe i ssąc palec.
Spotkaliście kiedyś dziecko, które mówi niepłynnie? Wśród maluchów, których mowa intensywnie się rozwija, zdarza się to dość często. Aż 5% dzieci w tym okresie będzie miało problem z mówieniem płynnie. Jest to niepłynność fizjologiczna, która wynika, mówiąc ogólnie, z tego, że niesprawna w pełni buzia i język nie nadąża jeszcze za pędzącymi myślami.
Dużo mówi się w ostatnich latach o tym, że testy w szkołach to zły pomysł. Wskazuje się za przykład systemy edukacji, gdzie rezygnacja z testów (plus oczywiście szereg innych działań) skutkuje bardzo dobrymi wynikami osiąganymi przez uczniów. Tymczasem warto nieco dokładniej przyjrzeć się temu tematowi.
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam trochę o metodzie osobistego doświadczenia. Podejrzewam, że niektóre rzeczy, o których przeczytacie mogą być dość oczywiste, lecz dawno przez Was zapomniane w codziennym życiu. Inne z kolei mogą być dość zaskakujące.
Wielu dorosłych, a może nawet większość z nich, jest przekonanych, że aby nauczyć czegoś dziecko potrzebna jest jakaś specjalna aktywność z ich strony. Że trzeba aktywnie dziecko nauczać, przekazywać mu wiedzę, wtłaczać ją do głowy.
Może słyszeliście o tym, że patrząc na uśmiechniętego człowieka, w naszym mózgu zachodzą podobne procesy jak wtedy, gdy sami się uśmiechamy? Co zatem dzieje się z mózgu dziecka, gdy widzi durowego, zgorzkniałego lub wypalonego nauczyciela? I mam tu na myśli nie tylko nauczyciela w szkole, ale każdą osobę, która może czegoś nauczyć nasze dziecko.