priority_high

Kliknij, żeby zobaczyć ważne informacje

Dziś chciałabym opowiedzieć Wam trochę o metodzie osobistego doświadczenia. Podejrzewam, że niektóre rzeczy, o których przeczytacie mogą być dość oczywiste, lecz dawno przez Was zapomniane w codziennym życiu. Inne z kolei mogą być dość zaskakujące.

Jedną z oczywistości będzie zapewne fakt, że robiąc coś osobiście zdecydowanie lepiej zapamiętujemy, poznajemy i utrwalamy dany materiał. Ciekawostką jest jednak to, że obserwując osobę, która wykonuje jakąś konkretną czynność, nasz mózg reaguje podobnie, jakbyśmy sami ją wykonywali. Patrząc na uśmiechającą się osobę, nasz mózg reaguje tak, jakbyśmy sami się uśmiechali. Patrząc na kogoś smutnego i przygnębionego reagujemy tak, jakby to nam coś takiego się przytrafiło. W pewien sposób współodczuwamy z osobą, którą obserwujemy. Odpowiedzialne są za to tzw. neurony lustrzane, a umiejętność o jakiej piszę to empatia 🙂

Dobrze zatem, jeśli dziecko ma okazję patrzeć w swoim otoczeniu na osoby zadowolone, uśmiechnięte, bo przenika tym nastrojem. Wiecie już, że ma to wpływ na jakość śladu w mózgu, jaki pozostawia konkretne doświadczenie. Dobrze też, jeśli dziecko osobiście zaobserwuje kogoś, kto wykonuje jakąś czynność, której musi się nauczyć – osobiste przyglądanie się tej czynności jest o wiele cenniejsze niże po prostu czytanie o niej. Nie zawsze jest to jednak możliwe.

Zapewne doświadczyliście sytuacji, kiedy bez osobistego doświadczenia, bez przebywania obok drugiego człowieka, wystarczyło Wam czytanie o jakiejś sytuacji, wydarzeniu, sprawie i nic więcej nie było potrzebnego, by ją zapamiętać. Bywa i tak – gdy to, o czym czytamy faktycznie nas interesuje i wywołuje w nas silne przeżycia emocjonalne. Wiadomo jednak, że im bardziej praktycznie uczymy się, tym silniejszy ślad pozostaje w naszym mózgu. Tak samo dzieje się z mózgiem dziecka.

Nie zachęcam do tego, by od razu wyrzucać wszystkie książki z półek w obawie, że dziecko dzięki nim za wiele nie zapamięta. Nie w tym rzecz! Chodzi o to, aby w miarę możliwości stwarzać okazję do osobistych doświadczeń zawsze wtedy, gdy jest to możliwe.

Spróbujmy podzielić sobie to na pewne poziomy.

  1. Możemy czytać książkę o tym, jak piecze się ciasto.
  2. Możemy czytać książkę popartą ilustracjami przedstawiającymi sam proces.
  3. Możemy zobaczyć ten proces w telewizji.
  4. Możemy podglądnąć, jak ciasto piecze nasza mama lub babcia, czy dziadek lub tata.
  5. W końcu możemy sami zrobić ciasto i wtedy na pewno nauczymy się najlepiej tego, co jest w tym procesie najważniejsze.

Nie chodzi oczywiście o to, by rezygnować z czytania lub oglądania pewnych materiałów w internecie czy telewizji. Chodzi jednak o to, by nie wciskać dziecku książki w ręce, jeśli jest możliwość, by czegoś nauczyło się samodzielnie i osobiście tego doświadczyło :)

Przecież oczywiste jest dla nas, że aby nauczyć się pływać, nie wystarcza wykłady z techniki pływania i demonstrowanie koniecznych do wykonania ruchów. Niezbędne będzie tu osobiste doświadczenie i przećwiczenie danego stylu.

Tymczasem zwróćmy uwagę na to, co często dzieje się w szkole. Dzieci uczą się o zimie (bo akurat wybił grudzień) – o jej zwiastunach (śnieg, mróz) ze szkolnej ławki, za oknem mając temperaturę +10 stopni i zero śniegu 🙂 Hmm. To komplikuje troszkę sprawę, nie sądzicie? O ile lepiej zapamiętywałyby oznaki zimy, gdyby materiał ten był przerobiony akurat podczas spaceru po ośnieżonym lesie czy chociażby szkolnym, ośnieżonym podwórku? Przy okazji można wpleść elementy wychowania fizycznego (bitwa na śnieżki) i podyskutować o tym, jak woda zmienia sany skupienia.

Do uczenia się (szczególnie z dzieckiem) warto jest mieć elastyczny stosunek. Wykorzystywać naturalne, aktualne okoliczności do przekazywania wiedzy z nimi związanej. W szkole niestety najczęściej dzieje się inaczej – realizowany jest z góry zaplanowany plan tematów. Tymczasem dziecko najlepiej uczy się mając okazję osobiście doświadczać. Jasne jest to, że nie zawsze da się to osobiste doświadczenie zorganizować na jednej lekcji lub w trakcie kilku różnych lekcji każdego dnia. Zwróćmy jednak uwagę na potencjał drzemiący w metodzie projektów – gdy dzieci realizując jakiś projekt, w sposób praktyczny uczą się wielu rzeczy jednocześnie. Poniżej przykład.

Jedna z moich idolek – nauczycielek, pozytywnie zakręcona Anna Guzek prowadzi z dziećmi klub rowerowy z jednej z gliwickich szkół podstawowych. Wraz z grupą dzieciaków pokonywała setki kilometrów na regularnych wycieczkach. W końcu w ich głowach narodził się pomysł, by pojechać na rowerach nad morze. Tak 🙂 dzieciaki z pierwszych klas szkoły podstawowej, w asyście swojej mentorki i kilku rodziców samodzielnie pojechały nad nasz Bałtyk!

W trakcie realizacji takiego projektu można: – oszacować koszty, obliczyć budżet i trenować zarządzanie nim; – szukać sponsorów, pisać od nich listy lub osobiście spotykać się w tej sprawie z potencjalnymi darczyńcami; – przygotowywać teksty do gazet oraz wystąpienia w radiu i lokalnej telewizji, – projektować stroje i banery; – planować harmonogram podróży, poznając przy tym dość szczegółowo trasę przez Polskę; – planować zwiedzanie najciekawszych obiektów po drodze; – szukać noclegów i darczyńców posiłków; – przygotować sprzęt;

Dodatkową wartością z tej wyprawy jest jej charytatywny charakter – dzieciaki jechały nad morze, by pomóc swojemu koledze Filipowi, przy tym same uczyły się o tym, czym jest autyzm i promowały wiedzę o nim 🙂

Widzę tu okazję do realizowania podstawy programowej z wielu obszarów 🙂 Oraz wielu wykraczających poza nią.

Ważną zasadą jest też to, że WIEDZA POWINNA BYĆ NAKŁADANA NA JUŻ ISTNIEJĄCE DOŚWIADCZENIE. To znaczy, że dziecko najpierw powinno bawić się kwadratami, trójkątami itp., a dopiero później poznać ich nazwy. W szkole dzieje się często przeciwnie – dziecko poznaje coś na papierze, a ma okazję doświadczyć tego od wielkiego dzwonu, o ile w ogóle 🙂 Nie wspominając już o tym, że wiedza przyswajana jest (opornie) na siedząco, a wiecie już, że mózg do nauki potrzebuje ruchu, aktywności, działania.

Nasz polska specjalistka z zakresu neurodydaktyki, dr Marzena Żylińska mówiła na jednym ze szkoleń, w których miałam przyjemność uczestniczyć, że możemy dziecku pokazać zwykłą biedronkę. Pokazać jak równo układają się jej kropki na skrzydełkach, że wzory te mogą być różne. Możemy zachwycić dziecko pięknem stworzenia, a jako wisienkę na torcie dodać, że środek skrzydełek to oś symetrii 🙂

To, co bardzo mocno wzmacnia zapamiętywanie przy okazji uczenia się w działaniu to fakt, że zmieniane jest często otoczenie, okoliczności przyswajania wiedzy. Badania pokazały, że nawet drobne zmiany w miejscu nauki powodują większy wysiłek naszego mózgu, a co za tym idzie – silniejszy ślad pamięciowy. Gdy uczymy się zawsze w tym samym miejscu – mózg może się rozleniwić, traci czujność. Możemy mieć błędne poczucie, że uczymy się wtedy lepiej, jednak badania przeczą temu. Pokazują jednoznacznie, że informacje zostają w głowie na dłużej. Mózg nie lubi nudy 🙂

W szkole jest o to ciężko. Nauczycielom jest ciężko takie zmiany wprowadzić. No bo niby jak? Okazuje się, że czasami wystarczy zmiana klasy lub zmiana sposobu ustawienia ławek, by efekt zmiany już zadziałał. Możemy to połączyć z ruchem, bo uczniowie mogą sami te ławki przeorganizować. I już 🙂

Już wkrótce (mam nadzieję!) w PsychoLogo ukażą się zajęcia wspierające rozwój mózgu dla najmłodszych i starszych dzieci, a także (jeśli uzbieramy grupę) dla nastolatków. Oferta zostanie też poszerzona o indywidualne zajęcia rozwijające pracę mózgu, koncentrację uwagi i trenująca techniki efektywnego uczenia się. Zainteresowanych już teraz proszę o kontakt w tej sprawie 🙂 Terminów na pewno będzie bardzo niewiele.

Rozwój dziecka Wychowanie

Zobacz również:

  • Bunt dwulatka - kompletny poradnik
  • Bunt dwulatka to określenie, które zna chyba każdy rodzic. Najczęściej kojarzone jest ono z krzyczącym dzieckiem, które kładzie się na podłogę w supermarkecie i próbuje płaczem wymusić coś na rodzicach. Tymczasem wgłębiając się w temat okazuje się, że nazywanie tego okresu rozwoju buntem, jest dalece nietrafione.

  • Jak rozwija się mowa dziecka? Czwarty rok życia
  • Nasze dziecko jest już coraz starsze – jego mowa wciąż intensywnie się rozwija, ale nie przeszkadza to w swobodnej komunikacji, nawet z dorosłymi. Dziecko staje się już partnerem do praktycznie każdej rozmowy – można z nim porozmawiać o uczuciach, o tym, co myśli, lub czego pragnie. W jego słowniku pojawiają się coraz trudniejsze wyrazy lub całe frazy i powiedzenia, które nie raz wywołują uśmiech na twarzy jego najbliższych opiekunów.

  • Jak rozwija się mowa dziecka? Trzeci rok życia
  • Mowa dziecka trzyletniego ciągle się rozwija. Powinniśmy stale, z większą lub mniejszą intensywnością, obserwować przyrost nowych wyrazów, coraz dłuższych zdań, coraz dokładniejszego wymawiania.

    Autor tekstu

    angelika-kazmierczak.jpg

    Angelika Kaźmierczak
    psycholog, logopeda

    Kategorie